Wyznanie wyzwolonego skazańca
Tak, dziś po tym jak sąd wydał wyrok, mogę przestać się bać. Oddycham pełną piersią. Wyrok skazujący mnie wyzwala. Nie pytajcie mnie od czego. Nie odpowiem wprost. Nie jestem głupi. Chcę żyć.
Obrońcy wiedzą i bez mojej inicjatywy co dalej trzeba robić (uzgodniliśmy, że ten wyrok będzie krótki no i jest, więc i odsiadka będzie lekka lub nawet lżejsza niż myślę). Zresztą nie ja im płacę tylko nasi. A ci wiedzą, że muszę posiedzieć kilka miesięcy. Powiem wam szczerze, te 4 (lata) miesiące, śmigną szybciej niż dojazdy, uciążliwe rozprawy, wizyty u lekarza po zaświadczenia o złym stanie zdrowia itd. Jakiś miesiąc temu żona generała powiedziała, iż ten jest zmęczony tymi rozprawami. I ja się mu nie dziwię, ile można?
Ale na szczęście, wreszcie ktoś z naszych wpadł na pomysł, by ucinać sprawy wyrokami.Ten mój jest tylko próbą. Zobaczymy. Mam honor, nie powiem dlaczego i z czyjego polecenia wykonałem to, co zrobiłem i za to słusznie należy mi się spokój i nagroda, a w końcu i ciekawa praca. Najbardziej lubię ten tekst: „Co wy k…rwa wiecie o zabijaniu”, zawsze to sobie przypominam w złych momentach. Robi mi się tak ciepło na sercu.
Takich jak ja zaufanych nie było zbyt wielu. Wyróżnienie po kilku akcjach, aktywność i opinia kilku znajomych. Osobiście nie miałem obiekcji, służba to służba. Po wizycie u Pułkownika, wiedzieliśmy co mam zrobić i jak zostanie to załatwione. Niestety spieprzyli temat koledzy, zwijając poza „celem” także tego Filozofa, no i ci pielęgniarze. Gdyby nie to, to zapewne jeszcze kilka akcji udałoby się wykonać.
Ale nie wracajmy do przeszłości. Dziś mam inne spojrzenie na te sprawy. Dziś, przez tę sprawę, jestem w odstawce. Bałem się o swoją d…pę, że palnę coś nie tak, że wyjdzie jakiś papier, że kolega z komisariatu, który nagrywał wizję lokalną coś powie. Miałem stracha. Koledzy z jednostki służą Pułkownikowi i dziś. Mają klawe życie, a i jeszcze ich szkolą u sąsiadów. Tego trochę żałuję. Ale mam gwarancję, że za pół roku (po odbyciu 4-letniego wyroku) będę mógł zmienić nazwisko, papiery i się przyłączyć do naszych. Warunek spełniony, jestem wolny.
Nikt już o mnie pamiętał nie będzie. Moje nazwisko dziś, jutro (w każdym razie zanim skończę odsiadkę) zniknie z zainteresowania sądów, prokuratur, kolegów. Dziś nawet się wzruszyłem łzami tych na sali.
Płakali, że jest sprawiedliwość. Też tak myślę!
Przecież to nie ja podejmuję decyzje, więc niby czemu miałbym siedzieć jak za morderstwo?