Bezpłatna wielka kasa
Wyczytane u Fridmana, kilka (może nawet -naście) lat temu, konserwatywno-liberalne zasady dają o sobie znać (delikatnie mówiąc) nieufnością do słów władzy: „damy”, „bezpłatnie”, „zbudujemy”, „podniesiemy”.
Jednak zaczynam się pocić ze złości, kiedy słów tych używa ktoś, kto należał do partii konserwatywno-liberalnej, bo ten ktoś zupełnie sprzeniewierzył się już nie zasadom lecz logice. Umysł człowieka (nie powiem „myślącego”, by nikogo nie urazić) nie jest bowiem zdolny do wyznawania jednocześnie dwóch prawd będących ze sobą w sprzeczności.
Te prawdy sprzeczne ze sobą to: „darmowe podręczniki” vs „istnieje jakaś wartość podręcznika”, „każde dziecko dostanie darmowy posiłek” vs „cena za jeden posiłek wynosi kilka złotych”, „każdy uczeń dostanie dostęp do komputera” vs „komputer wraz z oprogramowaniem kosztuje minimum tysiąc plus kilkaset złotych”.
Słowo darmowe nijak pasuje do słowa kosztuje.
Wyjaśnijmy sobie tę prostą zasadę na przykładzie ciepłych bezpłatnych posiłków (o darmowych podręcznikach pisałem, a ostatnio opisała je też GP).
Nawet jeśli dziecko dostanie od kogoś (szkoły) ciepły posiłek, to ten ktoś (szkoła) najpewniej za to zapłaci komuś (producentowi). Ktoś może spytać: A co jeśli ten ktoś (szkoła) nie będzie musiał płacić, bo też dostanie za darmo od kogoś (producenta)?
Odpowiadam. Ten, co nie wziął zapłaty (producent) musiał to wyprodukować. Kupił więc warzywa, mięso, ziemniaki (warzywa ale podkreślam bo w posiłkach też się wyróżniają) od kogoś (dla uproszczenia od rolnika). Nie mówiąc o tym, że producent dołożył jeszcze ze swej kasy zatrudniając pracowników i płacąc haracz „państwu” w postaci podatków i składek ZUSowskich. Czyli ten darmowy posiłek kosztował!
Co bardziej zagorzały socjalista (nie mówię: liberał Tusk, ani też nie mówię komunista) mógłby droczenie się ze mną przeciągać i spytać: A jeśli rolnik da te swoje produkty producentowi (lub sam wyprodukuje posiłek), pracownicy posiłek przygotują społecznie, gazownia podaruje producentowi gaz do podgrzania posiłku (lub posiłek zagrzeje się na drwach z lasu) a państwo zrezygnuje z podatków (dochodowego, VAT, od darowizn)?
Odpowiadam. Ten rolnik zapłaci za nasiona, benzynę lub ropę, a my zapłacimy gazowni za gaz, który „podarowała”, no i państwu w podatkach by zbilansować budżet!
Nie zajmę się dziś „komputerem dla każdego ucznia”, bo musiałbym znać przyjaciół władzy by wiedzieć kto i ile na tym zarobi poza Microsoftem (Windows 380zł + Office 300zł). Musiałbym także znać najbliższe rządowi firmy produkujące na miarę potrzeb decydentów (duże potrzeby to 10% od 2500,- za każdy komputer bez oprogramowania, małe to 10% od 1000,- zł ) nowoczesne komputery (Procom-Krauze lub ktokolwiek). Co do rachunków: ile poza Procomem (marża od całości) zarobią zleceniodawcy na komputerach? Odp.: ilość uczniów 1.500.000, stąd komputerów powiedzmy 750.000 * 1750 (weźmy średnie potrzeby) => 1.312.500.000*10% => 131.250.000,-zł (bez oprogramowania! nie wiem czy Microsoft jest w układzie).
Na marginesie. Słowo przyjaciół wpadło mi w ucho, gdy pani Kolenda-Zaleska zapytała pana Premiera: „Czy znał producentów jego orędzia. Czy to jacyś przyjaciele?” Ten odpowiedział: „Owszem i mamy do nich zaufanie”. Bez przetargu, bez konkursu – po prostu kumple!
Po tej nieco przydługiej ilustracji pojęcia „bezpłatne”, chciałbym wyraźnie powiedzieć. Na każdym „bezpłatnie”, „darmowe”, „zrobimy” – ktoś zarobi. Kto zapłaci to wiemy (chyba… jeśli nie, to wyjaśniam: MY). Jeśli te słowa wypowiadają socjaliści (szczerzy), to mogę sądzić, że szczerze tak myślą. Jednak jeśli te słowa mówi ktoś, kto określa siebie mianem liberała lub liberalnego konserwatysty (pamiętacie partię Kongres Liberalno Konserwatywny?), to wiem, że chce zrobić kasę. Bo zna reguły i wie że na „bezpłatnym” można zbić kasę, jeśli działa się w imieniu organizacji lub państwa. Pies trącał organizacje, ale Państwo?
Ale Polska?
Tego nie zdzierżę!