Bolszewicy czy faszyści?
Taka alternatywa jest trafnym opisem politycznych przeciwników. Absolutnie i ostatecznie nie zgadzam się z wpisem Gniewka, ale także Rolexa. I by nie pozostawić wątpliwości nikomu kto zajrzał
na tę stronę, ja należę do faszystów. Nie jestem faszystą skrajnym więc nikt mnie nawet w komentarzach tak nie nazwie. Ręki do góry w żartach z nazistów od lat dziecięcych (wtedy z drewnianymi karabinami w lasku w Pomiechówku, jedni z nas byli Niemcami a drudzy Polakami) nie podnoszę albowiem piw nie zamawiam i tłumom nie muszę odwdzięczać się za owacje (moi klienci terminowo płacą za faktury), ani też – nie działając na forach publicznych – porównywać faszyzmu z komunizmem w tej poetyce nie mam okazji.
Dla wyjaśnienia dodam, że nie wyznaję także ideologi faszystowskiej, nazistowskiej powiem nawet więcej: żadnej (chyba, że ideologią nazwiemy genetyczny antykomunizm lub konserwatywne poglądy). Jestem takim sobie oszołomem prawicowym lub pisowczykiem lub – jeśli dotąd nikt tego nie zauważył – skromnym patriotą polskim. Widzę pewne fakty, które kojarzą mi się z komuną; twierdzę, że nie jesteśmy krajem wolnym od komunizmu; co więcej uważam, że drogo nam jeszcze przyjdzie zapłacić za wymarzoną wolność.
Właśnie dlatego ktoś, kto zechce w najgorszy sposób mnie obrazić za tę moją „prawicowość”, za to moje pisostwo nazwie mnie faszystą, a jeśli nie będzie chciał zatracić społecznego wymiaru doda jeszcze przymiotnik: pisowski.
I teraz moi polityczni przeciwnicy, platformiane lemingi lub wierzący w cudotwórcę. Was nazwą bolszewikami. Czemu? Tego nie będę wyjaśniał zbyt dosadnie. Chciałbym, ale nie pozwala mi na to różnorodność waszego bolszewickiego obozu tak wielka, iż wyodrębnienie jednej konkretnej grupy byłoby niesprawiedliwe. Opowiem tylko o grupie złej, ale nie najgorszej, jedynie naiwnej (O samych funkcjonariuszach dawnych służb i siły przewodniej pisał nie będę, bo za określenie „bolszewik” się nie obrażą). O tej grupie, która w działaniach służb specjalnych nie widzi nic złego, nie dostrzegając klasycznych metod ubeckich. Bo przecież ewidentne są te prowokacje, donosy i fałszywe zeznania i dowody.
Broniąc złego, brniemy w złość. Nie zdając sobie sprawy z faktycznego stanu rzeczy (wg Suttavibhang: niewiedza nie jest usprawiedliwieniem), wykrzykujemy nasze emocje słowami, jeśli nie wulgarnymi, to mającymi na celu wroga przybić. Dać mu w kość. I niestety, wśród znanych określeń (niestety nie semantycznie), najlepsze dla wyrażenia emocji są właśnie te dwa: bolszewik i faszysta. Tylko skończony cham użyłby na blogu lub w komentarzu słów sk…,ch.., k.. jeśli ma takie świetne zamienniki.
Ciekawa jest jednak występująca w używaniu tytułowych pojęć ich dwuznaczność. Jeśli słowo bolszewik określa POwca, to w rozumieniu jego dwuznacznego zachowania (tego POwca) wobec działań „partii cudotwórcy”, braku samokrytyki dotyczącej działań „jego” służb specjalnych itp. Jeśli to samo słowo padnie wobec PISowczyka, zrozumiemy je jako odniesienie do lewicowych, a raczej społecznych działań partii Kaczyńskiego.
Jednak, o dziwo, nikt POwców nie nazwie faszystami. Jasne jest dla mnie dlaczego. Nie mając związku z konserwatyzmem, są do szpiku liberalni (to wyznanie nie działania) a przede wszystkim są uosobieniem dzisiejszej elity.
PS. O rozumieniu pojęć.
PS2. Tekst stanowi całość. Kopiowanie lub wykorzystanie fragmentów wypaczy sens treści. (Ta uwaga w szczególności dla komunisty A.Sawskiego)