Spotkanie
Tyle konotacji historycznych ostatnio. Dla jednych drudzy piszą historię, inni tę historię chcą poznać i to pisanie przez drugich traktują jako poszerzanie perspektywy. Jeszcze inni (ja np.) uważają, że aktualna wersja nie tyle zapisu (choć czasami – casus Bolka), co interpretacji zdarzeń ostatnich 70 lat jest fałszywa i należy pokazać jej alternatywę.
Alternatywę państwową, patriotyczną, polską.
Chcecie to wierzcie, nie to nie wierzcie, spotkałem dziś starca. Broda siwa, oczy bystre, dwa metry wzrostu. Facet trzymał w ręku drewnianą, brązową laskę, którą pomagał sobie w marszu. Ja nieco młodszy, zmachany biegiem, siadłem na ławeczce w parku Skaryszewskim by po chwili usłyszeć czysty głos: „można?”
– Oczywiście, proszę.
– Często Pan biega?
– Nie, dopiero od miesiąca.
– Od rosyjskiej agresji na Gruzję?
– Tak.
– To tak jak ja.
Powiedział i uśmiechnął się do mnie, dając do zrozumienia pewną wspólnotę myśli poglądów i ocen.
Tak rozpoczęła się rozmowa z człowiekiem, który Sowietów znał od dziecka i nienawidził ich tak jak ja, ale z powodów znacznie bardziej jego życie dotykających. Wojna, Powstanie, ucieczka, wyspy, powrót, więzienie, rodzinna tragedia, podziemie, opozycja, walka, Wolna Polska. A w tle praca, profesura i dziś samotność. Rodzina w Norwegii, przyjaciele na uczelniach w Stanach lub w grobach.
I po tym czasie, gdy piękną polszczyzną jego głos brzmiał w warszawskim parku, brzmi w moich uszach to co myślę, ale jego słowami.
„Zachód, Europa o swojej dupie myśli i za Gdańsk czy Tbilisi nigdy przeciw Sowietom nie stanie”
„Pamięta Pan, rok 44, nie, nie Powstanie, PKWiN?”
„Wtedy jak dziś Sowieci ustanowili władzę na obszarze, do którego praw nie posiadali…”
„Czy dziś trzeba będzie znów z nimi walczyć? Jeśli tak: ja i pan i może kilku jeszcze …”
PS.W Parku Skaryszewskim rzadko spotykam mądrych ludzi